poniedziałek, 24 października 2016

Porodówkowe znajomości

Pisałam Wam, że mój poród był ciężki i bardzo go przeżyłam. Ale najważniejsze jest to, że mamy już naszą córeczkę. Jednak poród to nie tylko dziecko. To również super kontakty z innymi rodzicami. W ten sposób poznałam bardzo fajnych ludzi. Ale od początku...

Kiedy przyjechałam na oddział, zostałam przyjęta i pojechałam na odpowiednie piętro. Tam na korytarzu, na salę czekała jeszcze jedna młoda para. Wymieniliśmy się kilkoma uwagami i zostali przyjęci. My jeszcze trochę czekaliśmy. W końcu przydzielono mi salę i okazało się, że jest na niej ta dziewczyna z korytarza. Ucieszyłam się bo oczywiście raźniej jest, kiedy jest się z kimś, kogo się już poznało. I tak na początku od słowa do słowa trochę porozmawiałyśmy, dołączyli do nas nasi partnerzy i w czwórkę trochę siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Jednak było to trochę nieśmiałe. Myślę, że nikt nie chciał przeszkadzać tej drugiej parze. Nadszedł w końcu czas, kiedy zostałyśmy na sali same. Powoli obie się rozkręcałyśmy aż w końcu buzie nam się prawie nie zamykały. Chociaż głównie to mnie się nie zamykała. Taaak, wiem, że dużo gadam. Nawet tata się śmiał, żebym nie zagadała koleżanki i dała jej trochę spokoju. (Swoją drogą, czy na serio gadam aż tyle??) Ale dzięki mojej otwartości łatwo mi nawiązywać znajomości. I właśnie tak się stało i tym razem. Rozmawiałyśmy, żartowałyśmy ze skurczów, śmiałyśmy się. Oczywiście żarty i śmiech były do czasu, bo jak skurcze robiły się coraz boleśniejsze to już do śmiechu było coraz mniej. Ale świetnie się rozumiałyśmy się, jednak przechodziłyśmy to samo. W końcu koleżankę przenieśli na salę porodową. Było mi smutno, że zostaję sama i ja jeszcze nie rodzę ale jednocześnie cieszyłam się, że u niej się zaczęło. Ale wcale nie skończyła się znajomość bo odwiedziłam z chłopakiem rodzącą na sali by dodać jej otuchy, a po 1,5 dniu role się odwróciły i ona już z synkiem odwiedziła mnie.


Cały czas miałyśmy kontakt telefoniczny i wiecie co? Tak jest do dziś! Piszemy ze sobą prawie codziennie a nawet spotkaliśmy się wszyscy już kilka razy. Jakoś odczuwam dużą więź z nimi. Mamy podobne problemy i przeżycia, w końcu nasze dzieci różni półtora dnia :)
Także dzięki ciąży zyskałam nie tylko wspaniałą córeczkę ale również super znajomych!
A muszę wspomnieć, że na początku ciąży leżąc w szpitalu na badaniach oraz po porodzie leżałam w salach z koleżankami, z którymi również mam kontakt.

A jak jest z Wami? Też dzięki ciąży poznałyście jakiś ciekawych ludzi? :)

czwartek, 13 października 2016

Rozrywki młodych rodziców.

Jak pisałam ostatnio, nasza córeczka sporo płacze i wymaga dużo uwagi, nie znaczy to jednak, że zamykamy się w domu.

Jeśli ktoś by mi powiedział jakieś 2 lata temu, że wyjście do Żabki na szybkie zakupy będzie dla mnie ekscytujące to zaśmiałabym mu się w twarz. Jednak życie, kiedy ma się małe dziecko zmienia się o 180 stopni. I faktycznie sporą rozrywką dla mnie jest teraz wyjście na zakupy. Oczywiście nie takie ciuszkowe ale codzienne, jak chleb! Po porodzie wszystko się zmienia i trzeba się oswoić z nową sytuacją. Dzięki temu wiem, że nie będzie tak już zawsze, bo z każdym dniem dochodzą nowe pomysły i rozrywki.

I tak właśnie trafiłam na targi dla przyszłych oraz obecnych rodziców, które były organizowane w moim mieście. Namówiłam partnera byśmy w niedzielę się na nie wybrali. Targi odbywały się w hali, przy której był duży parking oraz park. Było to dodatkowym atutem bo zaraz po zakupach, warsztatach oraz przekąskach można się było wybrać na spacer. MamyTarg to nie tylko wystawcy, ale też ciekawe warsztaty, konkursy z nagrodami oraz food tracki. Muszę przyznać, że zobaczyć tylu rodziców, również tych przyszłych, w jednym miejscu było bardzo przyjemne. Taką rozrywkę jak najbardziej polecam!
Link do wydarzenia : tutaj :)


Trudne początki.

Dawno nie pisałam, ale to nie lenistwo a brak czasu i jakoś tak koncentracji by stworzyć coś z sensem.

Koncentracji brakuje bo...jestem przemęczona. Ten post nie powstaje po to, aby kogoś wystraszyć, ani po to by mnie żałować. Ale dlatego, aby opowiedzieć o swoich doświadczeniach.

Minęło 6 tygodni odkąd moja córeczka przyszła na świat. Piękne tygodnie, ale też bardzo dla nas ciężkie.

Na początku malutka przestawiła sobie dzień z nocą, co podobno jest częste. Kilka nie przespanych nocy i nastąpiła zmiana łóżka na kanapę, bo na dole dziecko się szybciej uspokaja.
Po kilku dniach było lepiej i nasza córeczka wiedziała już, że noc jest od spania i budziła się tylko na karmienie. Tylko, że...po tym trzeba ją było znów usypiać godzinę lub dłużej. W końcu przyszły dni, kiedy malutka ciągle nam płakała, w zasadzie ciężko było ją uspokoić, pomagało tylko noszenie, przytulanie. Na szczęście wykluczyliśmy chorobę, kolki itp.
Od kiedy stałam się mamą, z całą pewnością mogę powiedzieć, że wiem, co to jest zmęczenie, ile znaczy godzina snu i spokojnie zjedzony posiłek. Ale nigdy, przenigdy nie zrezygnowałabym z tego, bo dziecko to najpiękniejszy dar.




Nadal uczymy się siebie nawzajem, powoli jest coraz lepiej i oczywiście piękniej!

TESTOWANIE - Kosmetyki MomMe (oliwka dla dzieci)

Nadszedł czas na kolejny wpis dotyczący recenzji kosmetyku z firmy MomMe.

Dzidziuś jest już na świecie, także rozpoczynamy codzienną pielęgnację a konkretnie kąpiele. A jak wiadomo po kąpieli należy nasmarować dziecko oliwką. I właśnie dzięki sponsorom ja używam oliwki z firmy MomMe.




Bardzo poręczne opakowanie (tuba), dzięki któremu łatwo oliwkę nałożyć na rękę i przy tym nie ubrudzić tubki. Oliwka nie jest płynna a raczej jakby to była pasta. Dla mnie jest to również bardzo wygodne, ponieważ nie przelatuje ona pomiędzy palcami, dzięki czemu maleje ryzyko potłuszczenia wszystkiego dookoła. Zapach jest przyjemny, lekko cytrusowy, niezbyt mocny. I chyba to dla mnie jedyny minus, zapach mógłby być ciut bardziej intensywny dla mnie (choć dla dziecka z pewnością dobrze, że jest delikatny). Nie brudzi ubrania.



Opakowanie ma 100ml i mam wrażenie, że jest wydajne. Używamy od 2 tygodni, zobaczymy na jak długo wystarczy finalnie. Do tej pory nic się nie dzieje, nasz dzidziuś nie ma reakcji alergicznych i nie sądzę by jakiekolwiek dziecko je miało mieć, gdyż skład jest naturalny i bio (o tym poczytacie tutaj).

Według mnie oliwka nadaje się zarówno do codziennej pielęgnacji jak i do masażu.
Jestem zadowolona, że mogę jej używać i z pewnością chętnie sięgnęłabym po nią w sklepie. Cena jest dość wysoka ale dla składu, konsystencji i wygody uważam, że warto.


Rola osoby towarzyszącej podczas porodu.

Jak wspominałam w poprzednim wpisie, poród był dla mnie bardzo trudny, wyczerpujący i przede wszystkim długi. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że nie byłam wtedy sama. Oczywiście wiadomo, że czuwała nade mną położona, która okazała się wspaniałą osobą. Swoją drogą, położona to niesamowicie ważna osoba i cudownie jeśli trafi się na taką życiową kobietę, która faktycznie lubi swoją pracę. Ale nie o personelu medycznym ten wpis.

W tych chwilach towarzyszył mi chłopak oraz doula (już o niej wspominałam tutaj). I szczerze mogę stwierdzić, że ich obecność była dla mnie bardzo ważna. Z perspektywy czasu, nie wyobrażam sobie być podczas tych godzin sama. 

To była pomoc fizyczna, czyli podawanie wody, pomoc podczas chodzenia, siadania, wstawania. Również wspólny "taniec". Tak! Prawie cały poród kręciłam mocno biodrami, bo wtedy mogłam znieść ból oraz starałam się pomóc córeczce. Wtedy mogłam się wspierać na ramionach chłopaka a w tym czasie doula pilnowała mojego oddechu.

Ale było to też ogromne wsparcie psychiczne. Dodawanie otuchy, wysłuchanie jak boli a nawet troska w oczach drugiej osoby, działała na mnie motywująco. Gdybym była sama, nie wiem czy wytrzymałabym tyle godzin.




Nie każdy lubi dzielić przeżycia z innymi ale ja osobiście uważam, że rola osoby towarzyszącej podczas porodu jest równie ważna jak rola personelu medycznego.
Bardzo dziękuję za to, że byliście ze mną...! <3



A jak to było z Wami? Rodziłyście same czy z osobą towarzyszącą?

3, 2, 1, jest!

Trochę mnie tutaj nie było, ale mam dobry argument! A jest nim moja córeczka! Ale od początku...

Jak tytuł wskazuje nastąpiło odliczanie i puf! dziecko się pojawiło. Yyy...niestety nie było tak łatwo. Poród miałam bardzo ciężki. Zaczęło się od podania oksytocyny, później spuszczenie wód płodowych i 16 godzinna walka o naturalny poród. Niestety nie udało się, moje dzieciątko nie mogło wejść w kanał rodny i wyczerpana trafiłam na blok operacyjny. Następnie cesarskie cięcie. Ale najważniejsze, że malutka jest z nami. Ponieważ nie było łatwo to chyba bardziej doceniam ten mały cud (co nie znaczy, że kobiety rodzące "w 5 minut" nie doceniają).
Teraz już w domu uczymy się siebie nawzajem.



TESTOWANIE - Kosmetyki MomMe (olejek przeciw rozstępom)

Tym razem rozpoczynam cykl (mam nadzieję) wpisów dotyczących recenzji.
Dzięki sponsorom firmy MomMe mam możliwość wypróbować kilka kosmetyków z ich oferty. Mogąc wybrać zdecydowałam się na krem oraz olejek przeciw rozstępom oraz na oliwkę dla dziecka. Dzisiaj odwiedził mnie kurier i otrzymałam paczuszkę! W takim razie czas start!



Ponieważ w ciąży dłuugo miałam piękny i gładki brzuch, byłam spokojna i szczęśliwa, że problem rozstępów mnie nie dotyczy. Niestety do czasu...a dokładnie do około 7,5 miesiąca. Wtedy przeglądając się w lustrze wstrzymałam oddech. O nie! Są, pojawiły się! I nadeszła panika i wyrzuty sumienia, że nie stosowałam kosmetyków przez całą ciążę. Zatem trzeba zakasać rękawy i zacząć się smarować, bo przecież jeszcze póki są czerwone, jest światełko w tunelu. Używałam kosmetyku, który znałam. Aż w idealnym momencie dostałam informację, że mogę wypróbować kosmetyki MomMe. Akurat mój balsam się kończył, więc z przyjemnością zamówiłam kurację tej firmy.
 


Zaczynam od olejku przeciw rozstępom. Bardzo ładne opakowanie. Otworzyłam i pierwszą rzeczą, którą zrobiłam to powąchałam zawartość (zapach ma dla mnie duże znaczenie). Z ulgą uznałam, że zapach mi nie przeszkadza a wręcz jest przyjemny, cytrusowy. W moim guście zdecydowanie. A dodatkowo podoba się mojemu partnerowi. Konsystencja jak to olejek, ale taki nie bardzo lejący, że przelatuje przez palce. Na opakowaniu napisane jest, aby smarować się 2 razy dziennie. Postaram się tak robić, ale raz dziennie będę to robić z pewnością :)
Brzuch posmarowany (bo to tutaj są te okropne krechy), błyszczy się i ładnie pachnie - to plus. Jeśli chodzi o minusy to na razie jedynie to, że trzeba odczekać aż się wchłonie, zanim założy się ubranie. Ale to akurat nic nadzwyczajnego, to norma przy olejkach. Na opakowaniu jest zasugerowane, żeby masować tak długo, aż się wchłonie ale mam wrażenie, iż dość długo by to musiało trwać. Plusem jest też, że nie odczekałam do całkowitego wchłonięcia i zakładając bluzkę nie ubrudziłam jej ani nie potłuściłam.







O składzie poczytajcie tutaj : http://mommecosmetics.com/sklep/
mnie urzeka, że jest bio i ma duuużo składników dobrych ale zobaczymy czy przełoży się to na efekty. O nich napiszę po zużyciu całego opakowania.

Sesja zdjęciowa.

Ciąża to wspaniały czas w moim życiu. Nie mam zbyt wielu dolegliwości towarzyszących często w tym okresie kobietom. Czuję się dobrze i bardzo mnie to cieszy. Dzięki temu, mogę się w pełni cieszyć tymi miesiącami.






Ponieważ będzie to nasz pierwszy cud, chciałam mieć jak najwięcej pamiątek, dlatego od dawna myślałam o tak zwanej brzuszkowej sesji zdjęciowej. Długo zastanawiałam się czy zdecydować się na to, bo oczywiście miliony myśli na minutę skutecznie opóźniały mi podjęcie decyzji. Rozważałam czy będę dobrze wyglądać, czy ładnie wyjdą zdjęcia. Ale to było zupełnie niepotrzebne. Wspólnie z chłopakiem w pewną niedzielę pozowaliśmy. I wiecie co? Było super! Bardzo dobrze się bawiłam podczas cykania fotek, sprawiało mi to przyjemność a w dodatku spędziłam dużo czasu z chłopakiem. Efekty również utwierdziły mnie w przekonaniu, ze dobrze zrobiliśmy. Zdjęcia są piękne i mamy dzięki temu wspaniałą pamiątkę. 


Teraz myślę, że jak maleństwo przyjdzie na świat to zrobimy sesję już w trójkę :)

Ośmiorniczki dla wcześniaków.

Z racji mojego błogosławionego stanu zaczęłam bardziej zauważać akcje dotyczące dzieci. Natknęłam się niedawno na akcje "Ośmiorniczki dla wcześniaczków". Być może część z Was ją zna, ale kto nie zna to z przyjemnością przedstawiam o co chodzi - a może zechcecie się zaangażować. Chodzi o przekazywanie włóczki na takowe zabawki lub dzierganie ich samemu i przekazywanie do szpitali. Jak wiadomo, wcześniaki leżą w inkubatorach i często bawią się wszelkimi kabelkami tak jak bawiły się pępowiną w brzuszku mamy. Ośmiorniczki mają powodować, że zamiast za kabelki, maluchy będą łapać za ich macki, przytulać je i poczują się choć trochę bezpieczniejsze. Akcja mnie ujęła i nie ukrywam, że się w nią zaangażowałam. Wysłałam kilka włóczek pewnej kochanej dziewczynie, która dzierga te przytulanki. Zachęcam Was do udziału w tej akcji, włóczka kosztuje ok 6 zł a są z niej aż 3 ośmiorniczki!




Kto wie, może sama nauczę się dziergać :)
Tutaj podaję Wam pomocne linki do akcji :
https://m.facebook.com/osmiorniczkidlawczesniakow/

Doula - czyli wielka pomoc?

Ciąża, przygotowania, radość, obawa, tak wiele emocji towarzyszy w tym czasie. Żeby się jakoś przygotować zaczęłam chodzić na różne warsztaty związane z tematem ciąży, porodu, pielęgnacji dziecka itd. Bardzo się z tego cieszę i polecam każdemu, ponieważ dostarczyły mi one ogromnej wiedzy. Oczywiście teoretycznej. Ale mając teorię człowiek jest spokojniejszy o praktykę.
Bywając na warsztatach spotkałam się z pojęciem doula i poznałam taką osobę. Kto to jest? Dla mnie w dużym skrócie jest to taka przyjaciółka od porodu. To osoba, która pomaga przed porodem, podpowiada co z czym, towarzyszy podczas porodu i pomaga w naturalnym łagodzeniu bólu, razem z nami oddycha a i po porodzie pokazuje jak zadbać o maluszka i jak ważna jest też rola taty.


 



Może ktoś powie, że to fanaberia, że po co taka osoba. Przecież kobiety zawsze rodziły i sobie radziły, albo, że są szkoły rodzenia. Oczywiście, przecież nie rodzę sama w ciemnym pokoju i otrzymam pomoc ale jeśli podczas tych niesamowitych chwil moge skorzystać z pomocy kogoś zaufanego, kto poprowadzi mnie i doda otuchy i co ważne da poczucie bezpieczeństwa to dlaczego mam z tego zrezygnować? Uważam, że każda z nas zasługuje na taką doulę, bo jest to nieoceniona pomoc. 


 

Osobiście jestem bardzo szczęśliwa, że mam taką przyjaciółkę i dzięki temu jestem o wiele spokojniejsza.
Zasługujemy na to, co najlepsze podczas cudu, jaki wydajemy na świat! :)

Relaks, wyciszenie, floating.

Człowiek ma w naturze martwienie się, denerwowanie. Niewiele osób potrafi efektywnie radzić sobie ze stresem. Dodatkowo będąc w ciąży wciąż słyszę, że nie wolno mi się denerwować. Oczywiście ja to wiem! Ale niestety nie potrafię wyłączyć emocji, uczuć. Niestety bardzo łatwo jest mówić osobom wokół, co powinnam a czego nie powinnam. Niestety...

Ale faktycznie pomimo tego, że jest to dla mnie piękny i wspaniały czas w życiu, po drodze spotkało mnie ogromne cierpienie i strach. Zupełnie z innego powodu. Zdarzyło się coś, co NIGDY nie powinno mieć miejsca, ale niestety los a raczej choroba nie wybiera. W takiej sytuacji nie ma jak się nie martwić. Długo szukałam czegoś, co pomogłoby mi się chociaż na chwilę zrelaksować i trochę wyciszyć. Czegoś, co faktycznie pomoże a nie zasłoni oczy. W końcu trafiłam na 'floating'...

Cóż to jest?
"Float REST – Terapia Ograniczonej Stymulacji Środowiskowej.
Terapia ta polega na ograniczeniu około 90% bodźców zewnętrznych. Warunki takie spełnia kabina deprywacyjna. Osoba korzystająca z kabiny, nie czuje przyciągania ziemskiego, nic nie widzi, prawie nic nie słyszy, temperatura wewnątrz dostosowana jest do temperatury skóry, wynosi około 35 °C. Na początek każdej sesji w tle słychać muzykę, która pomaga wejść w stan relaksu. Warunki te są predyktorami fal alfa i theta, charakterystycznych dla głębokiego relaksu. Mięśnie rozluźniają się, następuje wyrzut endorfin, prolaktyny, oksytocyny, usuwanie kortyzolu.
Wyporność zapewniona przez gęsty roztwór soli Epsom eliminuje ciężar ciała, przynosząc floatującemu uczucie całkowitej nieważkości. Grawitacja, która szacuje się, że zajmuje 90% wszystkich działań w układzie nerwowym, jest prawdopodobnie jedną z przyczyn problemów zdrowotnych - krzywizny kręgosłupa, bóli stóp, bóli stawów i mięśni.
Poprzez uwolnienie naszego mózgu i układu kostnego od grawitacji, osoba floatująca uwalnia ogromne ilości energii i uaktywnia duże obszary mózgu, co powoduje otwarcie umysłu, ducha i zwiększa świadomość stanów wewnętrznych" - dokładnie taki opis przeczytałam na stronie centrum, które proponuje taki rodzaj relaksu. Dla mnie w skrócie to swobodne unoszenie się na wodzie i faktycznie wyciszenie. Na stronie znalazłam ofertę zniżkową dla kobiet w ciąży (tak! jest to bezpieczne dla kobiet w 2 i 3 trymestrze) i postanowiłam skorzystać.



Było to bardzo ciekawe doświadczenie, zamknięta w kapsule, w której przez godzinę unosiłam się swobodnie na wodzie mogłam się zrelaksować i udało się! Myśli odpłynęły gdzieś daleko, byłam tylko ja i...spokój. Chyba nawet się chwilę zdrzemnęłam (jest to dozwolone, wyporność jest duża, także nie utopimy się). Zdecydowanie jestem zadowolona, że skorzystałam z tej nowoczesnej opcji. Niestety nie jest to zbyt tanie, ale warto czasem spróbować czegoś nowego.

I ten kręgosłup, który totalnie odpuścił, wspaniałe!

Zakupowe szaleństwa.

Na początku ciąży trochę mi było przykro, że jeszcze nic nie kupujemy dla maleństwa, ale z perspektywy czasu to była dobra decyzja. Czekaliśmy na to, żeby poznać płeć dziecka i w zasadzie to jest dobre. Poza tym nie ma co zbyt szybko się zaopatrzać bo jest wiele czasu a i nieraz znajomi wspomogą. Chociaż dobrze jest rozłożyć zakupy na kilka miesięcy bo jednak wydatki się wtedy rozkładają. Hmm Ci co mówią, że dziecko kosztuje ZDECYDOWANIE mają rację! Ale jaka jest przyjemność podczas kompletowania 'wyprawki' mmmm. 



 



Nam w tym momencie został już tylko zakup wózka i zdecydowaliśmy, że kupimy go na samym końcu. Dokładnie miesiąc przed terminem. 

Wszystkim przyszłym rodzicom życzę przyjemnych i możliwie najtańszych zakupów :)

Kocie problemy.

Powróćmy do momentu, w którym to radosną nowinę obwieściliśmy większości naszych bliskich. Emocje opadły, każdy już przyzwyczaił się do myśli, że za jakiś czas pojawi się maleństwo. Wszystko fajnie, ale! Jak zawsze jakieś "ale" bo przecież problemy łatwo się znajdzie ;) Jak to wszystko będzie, bo przecież my mamy KOTY!! Ciężko było tłumaczyć, że będzie normalnie, że nie jesteśmy jedynymi ludźmi na świecie, ktorzy mają zwierzęta i spodziewają się dziecka.
Oczywiście, ale KOTY?! One przecież :
- przenoszą toksoplazmozę
- mogą zrobić dziecku krzywdę
- gubią sierść i dziecko się jej naje 


Spieszyłam z odpowiedziami, że :
-jedząc surowe mięso, możemy również się nią zarazić oraz gdzie dokładnie znajdują się bakterie (w kale) a raczej koneserów takiego posiłku nie znam ;)
- a czy pies, królik czy też CZŁOWIEK nie może zrobić krzywdy?!
- rozumiem, że mieszkanie każdego jest sterylną oazą wolną od kurzu, który to dziecko przecież też może zjeść








Ojj ileż ja się nadenerwowałam słuchając kolejnych bzdur, jak to trzeba się będzie pozbyć kotów jak już dziecko się pojawi. To jest bardzo przykre, że ludzie w ten sposób myślą i że ciężko jest im coś wytłumaczyć.
 
Ale nerwy minęły, zaczęliśmy już się z tego śmiać i nawet poszliśmy dla siebie na specjalne warsztaty, na których dowiedzieliśmy się, w jaki sposób przygotować nasze pupile do nowej osoby w domu. Teraz mamy nowe argumenty ;)


Osobiście uważam, że dom ze zwierzętami jest wspaniały dla dzieci <3

Ciążowe problemy...

Do tej pory nie mogłam marudzić, ponieważ ciąża nie daje mi zbyt dużo powodów do narzekań. Od samego początku czułam się dobrze. Mdłości dawały o sobie znać jedynie przez jakieś 2 tygodnie i w zasadzie wystarczyła herbatka z dodatkiem imbiru, aby sobie ulżyć. Później bywały tylko migreny, które miewałam zawsze, może po prostu nie tak często.

Aż niestety nadszedł moment, w którym życie poprzewracało mi się trochę do góry nogami i pojawił się stres. Najgorszy wróg, bo wyrządza szkody bardzo cicho. Nie oszczędził mnie. Niestety towarzyszyły przy tym dodatkowo negatywne emocje, ponieważ bardzo denerwowały mnie reakcje osób trzecich. Zapewne to znacie kochane ciężarówki, jak to wszyscy dookoła wiedzą lepiej. Przecież inne mamy, kiedy były w ciąży, miały PODOBNIE i one nie musiały leżeć/brać leków/uważać/czy inne. No tak! Przecież każda ciąża i każdy przypadek jest taki sam, nieprawdaż? Ojj te wszystkie złote rady, żeby nie słuchać lekarza, bo zapewne przesadza doprowadzały mnie do szału. Haaalo! A jak stanie się coś złego to bierzecie za to odpowiedzialność? Bo lekarz ją bierze, w momencie stawiania wytycznych. 





Oczywiście jest to wspaniały okres w moim życiu i nie jest tak, że cały czas chodzę zła i narzekam. Ale czasami reakcje innych są...mocno męczące :)
Też tak macie? :)